Część 5
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest
bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
Oderwali się od siebie, kiedy usłyszeli trzaśnięcie drzwiami. Kate i
Rick zobaczyli przy nich Josh’a. Po jego wściekłej minie wywnioskować
można było, że widok całującej się pary nie zrobił na nim dobrego
wrażenia.
- Ach, czyli jednak jesteście razem – powiedział. – Okłamałaś mnie, zerwałaś ze mną i mówiłaś, że On nie ma z tym nic wspólnego.
- Josh, daj sobie spokój i wyjdź – odpowiedział mu Rick.
- Nie mów mi, co mam robić, pisarzyku.
- Josh, wyjdź i to natychmiast – krzyknęła Kate.
- Jeśli pójdziesz zemną – podszedł do niej i chwycił stanowczo za rękę.
- Puść, to boli.
- Puść ją – powiedział Castle, ale kiedy zobaczył, że to nie przynosi
skutku, wstał, ale poczuł, że jego rana zaczyna krwawić, po czym upadł
na podłogę.
- Rick – Kate wyrywała się Josh’owi i próbowała mu pomóc – Błagam zrób coś.
- To nie moja sprawa – odpowiedział, po czym wyszedł. Po chwili w sali zjawiła się pielęgniarka, i natychmiast wezwała lekarzy.
- Szybko, zabieramy go na blok – krzyknął któryś z nich. – Wykrwawia się.
W mgnieniu oka w pokoju szpitalnym zrobiło się pusto. Jedynie Beckett
stała w rogu i wspominała całą sytuacje, która jeszcze parę minut temu
działa się w tym pomieszczeniu.
Ręce miała we krwi swojego ukochanego, a po policzkach spływały jej łzy.
Usiadła na fotelu, na którym nie tak dawno siedziała, śmiejąc się z
zabawnych historyjek, które opowiadał jej Castle. Siedziała i płakała,
bo cóż mogła zrobić. Winiła się za to, że znów jest operowany, bo
przecież to ona poznała Josh’a. Wiedziała, że gdyby się z nim nie
związała wszystko byłoby inaczej, a może nawet lepiej. Lecz teraz mogła
tylko gdybać.
Poszła do toalety z próbą zmycia z rąk krwi, lecz opornie jej to szło.
Później postanowiła powiadomić Marthę, Alexis i przyjaciół. Po
kilkunastu minutach wszyscy znaleźli się w szpitalu z pytaniem: Co się
stało? Nie chciała im wszystkiego tłumaczyć przez telefon. Powiedziała
tylko, że Rick jest znów operowany, a po jej zapłakanym głosie można
było tylko stwierdzić, że nie jest z nim dobrze. Na miejscu opowiedziała
im o wszystkim, nie mogąc się uspokoić. Wszyscy zaczęli ją pocieszać,
lecz jedyna Alexis winiła ją za to, co się stało.
- To twoja wina, Kate. Twoja! Gdyby Cię nie poznał nie było by nas tu.
Siedzielibyśmy sobie w domu jedząc kolację. Tak, jak kiedyś. Przez
ciebie wszystko się zmieniło! Gdy cię poznał, zakochał się w tobie, jak
szalony, narażając tym własne życie. A ty co? Bawisz się nim! Nienawidzę
cię – krzyczała, tym samym raniąc panią detektyw.
- Kochanie uspokój się – odezwała się Martha. – To nie jej wina. Twój
ojciec sam dokonuje wyborów. Jest już dorosły – powiedziała, po czym
pociągnęła wnuczkę za rękę, na krzesło obok.
Słowa dziewczyny bardzo zabolały Beckett, lecz uważała, że ma rację. Że
może to zły pomysł, by się z nim wiązać. Bardzo go kochała, ale może
lepiej będzie odejść, nie narażać go. Miotały nią różne uczucia. Z
jednej strony nie chciała go zostawiać, przecież dopiero wyznała mu, co
do niego czuje i nawet planowała wspólne życie. Jednak z drugiej strony…
nie chciała, by przez nią coś mu się stało. Wolała odejść i nie być z
nim, niż żyć ze świadomością, że zginął przez nią . Postanowiła, że gdy
wszystko już z nim będzie w porządku, pomyśli co dalej.
Sala operacyjna
- Tracimy go… defibrylator – krzyknął lekarz, kiedy na czarnym ekranie pojawiła się równa zielona linia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz