...

No cóż tu dużo mówić. Piszę najczęściej opowiadania o Castle :d i tyle. Hahaha :P

piątek, 16 grudnia 2011

"Druga szansa" [5/?]

Część 5

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.

Oderwali się od siebie, kiedy usłyszeli trzaśnięcie drzwiami. Kate i Rick zobaczyli przy nich Josh’a. Po jego wściekłej minie wywnioskować można było, że widok całującej się pary nie zrobił na nim dobrego wrażenia.
- Ach, czyli jednak jesteście razem – powiedział. – Okłamałaś mnie, zerwałaś ze mną i mówiłaś, że On nie ma z tym nic wspólnego.
- Josh, daj sobie spokój i wyjdź – odpowiedział mu Rick.
- Nie mów mi, co mam robić, pisarzyku.
- Josh, wyjdź i to natychmiast – krzyknęła Kate.
- Jeśli pójdziesz zemną – podszedł do niej i chwycił stanowczo za rękę.
- Puść, to boli.
- Puść ją – powiedział Castle, ale kiedy zobaczył, że to nie przynosi skutku, wstał, ale poczuł, że jego rana zaczyna krwawić, po czym upadł na podłogę.
- Rick – Kate wyrywała się Josh’owi i próbowała mu pomóc – Błagam zrób coś.
- To nie moja sprawa – odpowiedział, po czym wyszedł. Po chwili w sali zjawiła się pielęgniarka, i natychmiast wezwała lekarzy.
- Szybko, zabieramy go na blok – krzyknął któryś z nich. – Wykrwawia się.
W mgnieniu oka w pokoju szpitalnym zrobiło się pusto. Jedynie Beckett stała w rogu i wspominała całą sytuacje, która jeszcze parę minut temu działa się w tym pomieszczeniu.

Ręce miała we krwi swojego ukochanego, a po policzkach spływały jej łzy.
Usiadła na fotelu, na którym nie tak dawno siedziała, śmiejąc się z zabawnych historyjek, które opowiadał jej Castle. Siedziała i płakała, bo cóż mogła zrobić. Winiła się za to, że znów jest operowany, bo przecież to ona poznała Josh’a. Wiedziała, że gdyby się z nim nie związała wszystko byłoby inaczej, a może nawet lepiej. Lecz teraz mogła tylko gdybać.

Poszła do toalety z próbą zmycia z rąk krwi, lecz opornie jej to szło. Później postanowiła powiadomić Marthę, Alexis i przyjaciół. Po kilkunastu minutach wszyscy znaleźli się w szpitalu z pytaniem: Co się stało? Nie chciała im wszystkiego tłumaczyć przez telefon. Powiedziała tylko, że Rick jest znów operowany, a po jej zapłakanym głosie można było tylko stwierdzić, że nie jest z nim dobrze. Na miejscu opowiedziała im o wszystkim, nie mogąc się uspokoić. Wszyscy zaczęli ją pocieszać, lecz jedyna Alexis winiła ją za to, co się stało.
- To twoja wina, Kate. Twoja! Gdyby Cię nie poznał nie było by nas tu. Siedzielibyśmy sobie w domu jedząc kolację. Tak, jak kiedyś. Przez ciebie wszystko się zmieniło! Gdy cię poznał, zakochał się w tobie, jak szalony, narażając tym własne życie. A ty co? Bawisz się nim! Nienawidzę cię – krzyczała, tym samym raniąc panią detektyw.
- Kochanie uspokój się – odezwała się Martha. – To nie jej wina. Twój ojciec sam dokonuje wyborów. Jest już dorosły – powiedziała, po czym pociągnęła wnuczkę za rękę, na krzesło obok.

Słowa dziewczyny bardzo zabolały Beckett, lecz uważała, że ma rację. Że może to zły pomysł, by się z nim wiązać. Bardzo go kochała, ale może lepiej będzie odejść, nie narażać go. Miotały nią różne uczucia. Z jednej strony nie chciała go zostawiać, przecież dopiero wyznała mu, co do niego czuje i nawet planowała wspólne życie. Jednak z drugiej strony… nie chciała, by przez nią coś mu się stało. Wolała odejść i nie być z nim, niż żyć ze świadomością, że zginął przez nią . Postanowiła, że gdy wszystko już z nim będzie w porządku, pomyśli co dalej.

Sala operacyjna
- Tracimy go… defibrylator – krzyknął lekarz, kiedy na czarnym ekranie pojawiła się równa zielona linia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz