Część 7
Fiodor Dostojewski - Życie to raj, do którego klucze są w naszych rękach.
***
- Kate, odwieźć cię może – zapytała Lanie, wychodząc za nią ze szpitala.
- Nie, jestem swoim samochodem – wskazała na zaparkowany nieopodal pojazd.
- Więc może chcesz, żebym została z tobą na noc? Źle wyglądasz – powiedziała z troską.
- To mnie podsumowałaś – detektyw uśmiechnęła się lekko.
- Wiesz o co mi chodzi…
- Lanie, doceniam to, że się o mnie martwisz i chcesz mi pomóc, ale ja
muszę pobyć sama, muszę sobie wszystko poukładać, przemyśleć - przerwała
jej.
- Dobrze. Ale jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała - dzwoń, bez względu na porę.
- Dziękuję, jesteś kochana – powiedziała na odchodne i poszła do swojego samochodu.
Detektyw weszła do ciemnego i pustego mieszkania. Zdjęła płaszcz i
szybko wygrzebała telefon z torebki, po czym bez zastanowienia wybrał
numer.
- Znaleźliście go – zapytała od razu, gdy tylko jej rozmówca odebrał.
- Niestety, jeszcze nie – usłyszała. – Ale, Beckett… Znajdziemy go, zobaczysz – próbował ją pocieszyć.
- Musi zapłacić za to, co zrobił – powiedziała nie zwracając uwagi na słowa przyjaciela.
- Kate, wszystko w porządku?
- Jeśli zapłaci za to co zrobił, to będzie w porządku – odpowiedziała
oschle. – Muszę już kończyć. Do zobaczenia - dodała szybko, i rozłączyła
się.
Usiadła w salonie na wprost okna. Obserwowała gwiazdy. Lubiła patrzeć w
niebo, uspokajało ją to, pozwalało pomyśleć. Teraz miała o czym. Musiała
podjąć ważną decyzję, może najważniejszą w jej życiu, która będzie
decydowała o jej przyszłości i o szczęściu.
Siedziała tak, myśląc nad wszystkim. Niedawno minęła pierwsza
trzydzieści. Beckett wstała mimowolnie, gdyż już wiedziała co zrobi. Nie
chciała dłużej o tym myśleć, bo wiedziała, że mogłaby zmienić zdanie.
Wzięła szybki prysznic, po czym wtuliła się w ciepłą pościel, próbując
zasnąć.
***
- Proszę poczekać – Beckett usłyszała głos mężczyzny, gdy miała już
wejść do sali Castle’a. Odwracając się zobaczyła ochroniarza idącego w
jej stronę.
- Tak?
- Jest pani z rodziny? Nikt inny prócz upoważnionych i lekarzy nie może wchodzić – ostrzegł.
- Ja… yyy – w tym momencie zobaczyła Alexis zmierzającą ku nim. „Teraz
to już nigdy do niego nie wejdę” – pomyślała, przypominając sobie jej
wczorajsze słowa.
- Jakiś problem – zapytała, będąc już przy nich.
- Czy ta Pani jest z Państwa rodziny? – ponowił pytanie ochroniarz.
- Tak, Kate jest narzeczoną mojego taty – powiedziała z uśmiechem, co bardzo zaskoczyło detektyw.
Mężczyzna odszedł zostawiając kobiety same.
- Możemy porozmawiać? – Alexis skierowała pytanie do Beckett.
- Tak, dobrze – odpowiedziała, i udały się do szpitalnego „barku”.
Rudowłosa dziewczyna usadowiła się naprzeciw Kate i zaczęła:
- Chciałam cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie – rzekła ze
skruchą w głosie. - Powiedziałam to wszystko pod wpływem chwili, nie
myśląc. Jest mi tak przykro za to, co powiedziałam. Wiem, że cie to
musiało bardzo zranić. Mój tata naprawdę cię kocha i wie co robi, a ja
mogę tylko cieszyć się jego szczęściem. Nie chcę, by twoje i moje
relacje jakkolwiek się zmieniły. Uważam cię za wzór do naśladowania, bo…
- nie dokończyła.
- Alexis, nie musisz przepraszać. Rozumiem, że martwisz się o swojego
tatę, ale ja go nie chcę skrzywdzić. Zależy mi na nim – powiedziała
spokojnie Beckett, kładąc dłoń na ręce dziewczyny. – A teraz chodźmy już
do niego – wstała, biorąc torebkę zawieszoną na krześle.
- Kate?
- Tak? – zapytała, a gdy się odwróciła Alexis „wpadła” w jej ramiona.
Po kilku chwilach poszły razem do sali Rick’a.
- Cześć, tato – powiedziała dziewczyna, całując ojca w policzek, po czym usiadła obok jego łóżka na krześle.
- Hej, co ty tutaj robisz? Czemu nie jesteś w szkole? – zapytał zdziwiony.
- Chciałam…
- Kochanie, wiem że się martwisz, ale nie powinnaś opuszczać tyle zajęć.
Ja się już lepiej czuję, więc nie ma sensu byś tu siedziała.
- Ale… - próbowała protestować.
- Alexis – powiedział stanowczo Castle.
- Dobrze, już dobrze, ale po południu się mnie tak łatwo nie pozbędziesz – wstała i znów ucałowała ojca.
- To ja cię odwiozę – wtrąciła detektyw.
- Nie rób sobie kłopotu – powiedziała rudowłosa.
- To żaden kłopot – odparła, po czym powiedziała ciszej do Rick’a. - Niedługo wracam.
***
Po około godzinie była już z powrotem, z torbą pysznego jedzenia.
- Jestem – pocałowała pisarza w usta i zajęła miejsce, na którym jeszcze niedawno spoczywała Alexis.
- Bardzo się cieszę – powiedział uśmiechnięty. – Co tam masz?
- Wiem, jak karmią w szpitalu, wiec przyniosłam ci coś smacznego –
podała mu smakołyki. Castle wskazał ruchem głowy na rękę. – Och,
przepraszam. Zapomniałam. Pokarmię cię.
Mieli przy tym zajęciu naprawdę wiele śmiechu.
Tak minęły im trzy tygodnie, a pisarz już niedługo mógł opuścić szpital.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz