...

No cóż tu dużo mówić. Piszę najczęściej opowiadania o Castle :d i tyle. Hahaha :P

poniedziałek, 2 stycznia 2012

"Druga szansa" [6/?]

• A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć. -Antoine de Saint-Exupéry •

Część 6
Wszyscy siedzieli jak na szpilkach.
Czekali.
Mijały godziny. Pierwsza… druga… trzecia… czwarta…
Kate nie mogła się uspokoić, cały czas płakała. Lanie próbowała jej pomóc, pocieszyć, lecz na próżno.
- Kate, daj spokój, przestań płakać. Chcesz, żeby Rick zobaczył Cię później z popuchniętymi oczami? – próbowała żartować.
Kate nawet nie zwróciła uwagi na jej słowa.
- Alexis ma rację, to moja wina… Ten postrzał… Josh… Wszystko przeze mnie.
- Kochanie, nawet tak nie mów. To nie twoja wina. To wybory Rick’a , jego decyzje. To on chciała z tobą pracować, znał ryzyko. Nie zadręczaj się tym - mówiła, ale Kate Beckett nie przestawła płakać.

W pewnym momencie z Sali Operacyjnej wyszła ciemnowłosa dziewczyna, ubrana w strój chirurgiczny. Beckett przetarła łzy, i wraz z Marthą podeszły do niej.
- Co z nim – zapytały jednocześnie.
- No cóż, nie będę Pań okłamywać. Stracił dużo krwi, gdy dren został wyrwany. Krwawienie było trudno zatamować – Ann, jak miała napisane na plakietce, postanowiła zachować dla siebie to, że stracili go na chwilę, po czym kontynuowała. – Ale daliśmy radę – widząc ich smutne miny próbowała ich jakoś pocieszyć. – Naprawdę proszę się nie martwić, to bardzo silny organizm i widać, że tak łatwo się nie podda – kobieta już miała odejść, lecz Martha szybko ją zatrzymała .
- Przepraszam jeszcze. Kiedy będziemy mogli go zobaczyć?
- Został właśnie przewieziony do sali numer 210. Obudzi się za jakiś czas. Możecie państwo do niego iść, tylko proszę go nie męczyć – dziewczyna odeszła z bladym uśmiechem i satysfakcją, że znów pomogła ocalić czyjeś życie.
Martha podeszła do Kate i mocno ją przytuliła. Po czym powiedziała.
- Kiddo, nie płacz już, to nie jest twoja wina. Alexis nie ma racji, powiedziała to pod wpływem chwili. Ona tak nie myśli. Nie bądź na nią zła.
- Wiem – skłamała. – Nie jestem.
- Dobrze, więc chodźmy do niego – dodała.
Beckett wyjęła kolejną chusteczkę, przetarła oczy i ruszyła za Marthą i Alexis. Lanie poczekała na nią i wzięła ją za rękę by dodać jej choć trochę otuchy. Chłopaków już niestety nie było, ponieważ dostali telefon, że mają kolejną sprawę. Choć bez Beckett i Castle’a będzie mi trudniej złapać zabójcę.

***
Po dotarciu do sali wszyscy usadowili się na kanapie lub fotelach. Widać było, że był to prywatny szpital, jeden z najlepszych w Nowym Jorku.
Po około trzech godzinach, pisarz obudził się nieco zdezorientowany.
Alexis szybko do niego podeszła.
- Tatusi? Jaki się czujesz – dopytywała.
- Co się stało?
- Miałeś operację. Ale już jest wszystko w porządku – dodała ściskając jego dłoń.
- Przypominam sobie… Josh… Kate… Gdzie jest Kate – na myśl o niej „wzdrygną” się.
- Nie denerwuj się, jestem tu – Alexis się wycofała, gdy Kate podeszła do jego łóżka. Pogładziła go po policzku. Nie obchodziło ją to, co kobiety znajdujące się w pokoju sobie pomyślą. Co pomyśli Alexis. Chciała być tylko blisko niego.
- Nic ci nie zrobił – zapytał z troską.
- Nie. Wyszedł gdy… - nie skończyła. Kolejna łza spłynęła jej po policzku.
- Hej, nie płacz. Nic mi nie jest – powiedział z szerokim uśmiechem na ustach.
- Bardzo się cieszę. Kocham cię – ostatnie dwa słowa wypowiedziała tak cicho, że tylko On mógł je usłyszeć. Rick obdarzył ją jeszcze większym uśmiechem.

Później do pisarza znów przyszli lekarze, więc kobiety musiały opuścić salę. Gdy wróciły On już spał. Widocznie ten dzień, choć dla niego krótki, bardzo go zmęczył.
Doktor Smith kazał wszystkim iść do domu, argumentując, że pacjent jest bardzo zmęczony i potrzebuje odpoczynku. Tak więc, kobiety nie mając wyjścia, opuściły szpital.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz