...

No cóż tu dużo mówić. Piszę najczęściej opowiadania o Castle :d i tyle. Hahaha :P

niedziela, 16 września 2012

wtorek, 12 czerwca 2012

Jedna miłość...

Nie pytajcie co to jest bo odpowiedzi nie znam. Ale nie mogłam się powstrzymać i powstało :DDD :O
Oceniajcie sami.

Jedna miłość...
Jedna miłość, która dwa serca złączyła.
Jedna miłość, która jedną dusze stworzyła.
Jedna miłość, a jakże magiczna.
Jedna miłość, piękna i bezgraniczna.
Jedna miłość, szalona i wytrwała.
Jedna miłość, a jakże wspaniała.

piątek, 13 kwietnia 2012

Nadzieja, że kiedyś jeszcze... [D]

Niczego już niema.
Ty zniknęłaś a razem z tobą wszystko co miałem.
Pragnienia, plany, marzenia, moja dusza…
Lecz gdy zamykam oczy, widzę ciebie.
Twoją roześmianą twarz, twój piękny uśmiech.
A jedyne co mi pozostało, to miłość do ciebie…
I nadzieja. Tak - nadzieja, że kiedyś jeszcze będziemy razem.

środa, 28 marca 2012

You love him!

You love him!
- Kochasz go – powiedziała Lanie.
- Nie, wcale nie – oburzyła się Kate. – Po prostu, gdy jest obok serce mi przyśpiesza… - na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech na myśl o Rick’u. - Na skórze pojawia mi się gęsia skórka. W brzuchu czuję takie dziwne coś… Zawsze, nawet w najgorszym czasie jest przy mnie. Potrafi mnie rozśmieszyć do łez… - Jest taki kochamy… - nagle się otrząsnęła nie wierząc sama w to co powiedziała. Pomyślała chwilę i dodała. – No dobra może i go kocham.

Do something before you lose him forever...


Do something before you lose him forever...
- Hej, kochana – powiedziała Lanie, stając w drzwiach Kate. – Gotowa na babski wieczór? – zapytała pokazując jej butelkę wina.
- Cześć, wchodź – zaprosiła przyjaciółkę do środka.
Chwilkę posiedziały, pogadały o pracy, lecz później ustaliły, że tego wieczoru nie będą rozmawiały o sprawach zawodowych, tylko o przyjemnych rzeczach.
- A co z Rick’iem – wypaliła po chwili milczenia Lanie.
- Jak to co z Rick’iem? – zdziwiła się siedząca na przeciw kobieta.
- Do jasnej cholery! Dziewczyno, obudź się. Ten facet cię kocha. Jak myślisz, ile czasu minie zanim odejdzie? - detektyw patrzyła na nią jak zbity szczeniak nic nie mówiąc. - On może mieć każdą - jest przystojny, bogaty, znany, a kocha właśnie ciebie i to ciebie wybrał! Jak długo chcesz go zwodzić? Zachowujesz się jak osoba, która udaje, że rzuca piłeczkę psu, a tak naprawdę tego nie robi. Pies się w końcu znudzi tą zabawą i odejdzie. Tak samo będzie z Castle'em. Dajesz mu nadzieję, a potem co?
Beckett postanowiła się jakoś bronić.
- Mówisz o mnie, a ty... - nie skończyła.
- O nie, kochana, nie wymigasz się tak łatwo zmianą tematu na mnie i Javier'a. Ale dobrze, jak chcesz, w końcu to twoje życie - wstała z kanapy. - Lecz jeśli nie chcesz zostać na zawsze sama - bo uwierz, już nigdy nikogo nie pokochasz tak jak jego - to zrób krok w jego stronę. Bo naprawdę nie chcę ci kiedyś powiedzieć "A nie mówiłam?"- spojrzała na nią z lekkim uśmiechem, wiedziała, że mocno ją potraktowała, ale inaczej nic by do niej nie dotarło.
- Przemyśl to, Kate. Ja już idę, pa. - Doktor Paris wyszła zostawiając kobietę z masą myśli, pytań i obaw.
"Ona ma rację... Co ja robię? Przecież on prędzej czy później odejdzie... A ja zostanę sama... A przecież go kocham..." - pomyślała

Pierwszy raz sama przed sobą przyznała się, że go kocha.
"Muszę coś zrobić..."
Chwyciła telefon wybierając pierwszy numer na liście. Rick wyczuł, że jest zdenerwowana, więc przyjechał jak najszybciej.
- Kate, co się stało. Przez telefon było słychać, że jesteś zdenerwowana - powiedział wystraszony.
- Ja... po prostu chciałam ci powiedzieć... To nie jest takie proste - odpowiedział trzęsącym się głosem.
- Spokojnie - podszedł do niej i wziął za rękę, by się uspokoiła. Pod wpływem jego dotyku na skórze pojawiła się jej gęsia skórka. Teraz jeszcze trudniej było jej mówić. Stał tak blisko. Nie mogła nic powiedzieć, więc zbliżyła swoje usta do jego. Najpierw lekko musnęła wargi mężczyzny, później oboje chcieli więcej. Ich pocałunki były coraz namiętniejsze. Po kilku chwilach oderwali się od siebie. Ich oddech były przyśpieszone, a serca szalały.
- Co chciałaś mi powiedzieć - uśmiechną się szeroko.
- Że cię kocham - zarumieniła się i odwróciła wzrok, by nie patrzeć na niego, a jej ręce wciąż obejmowały jego szyję. Dotkną jej podbródka i zmusił, by spojrzała mu w oczy, po czym rzekł:
- Wiem, Kate, wiem - przytulił ją jak najmocniej, nie chcąc jej już nigdy wypuszczać ze swych objęć, i dodał szeptem wprost do jej ucha. - Ja ciebie też.

środa, 29 lutego 2012

Dzieci wiedzą lepiej [OP]

To moi rodzice. To znaczy przyszli rodzice, bo jeszcze o mnie nie wiedzą .
Pisarz kryminałów, Richard Castle i detektyw Kate Beckett. Powiem wam w sekrecie, że są trochę głupi. Ale tylko w sprawach sercowych. Bo jeśli chodzi o sprawy zawodowe, to nie ma lepszych od nich. Ale jak już mówiłem, nie wiedzą o mnie. Na razie. Pewnie się dziwicie skąd się wziąłem, skoro nie są razem. Bardzo prosto to wyjaśnić. Jeśli człowiek się zapomni, to robi różne rzeczy niewiele myśląc. Tak było również w przypadku moich rodziców. Zapomnieli się na jedną noc, później się trochę speszyli i uznali, że do niczego nie doszło, i że nic miedzy nimi się nie zmienia (tatuś musi wziąć u mnie parę lekcji radzenia sobie z kobietami). Ja zamierzam coś między nimi zmienić! Od kilku dni powoduję, że mamusia ma poranne mdłości. Mama niedawno zadzwoniła po tatusia by do niej przyjechał i właśnie się pojawił. Ale poczekajcie, ta rozmowa może być ciekawa.
- Co się stało, Kate – chyba się wystraszył jej telefonem.
- Myślę, że jestem w ciąży – odpowiedziała mu. - Zrobiłam test, ale jeszcze nie sprawdzałam. Chciałam na ciebie zaczekać – tata się lekko uśmiechnął.
Idą w stronę łazienki. Tatuś zatrzymał mamę.
- Kate, poczekaj. Chcę żebyś wiedziała, że kocham cię i nie mówię tego tylko dlatego, że możemy mieć dziecko. Czuje to już od bardzo dawna, odkąd cie zobaczyłem i to maleństwo przekonało mnie, że powinienem ci to powiedzieć. Chcę być z tobą nawet jeśli to okaże się fałszywy alarm, choć mam nadzieję, że nie – rodzice patrzeli na siebie przez chwilę. Tatuś, co z tobą? Pocałuj ją. No nareszcie, moja krew.
Idą po test.
- I co?
- No cóż, będziesz musiał wytrzymać ze mną i z moimi szalejącymi hormonami - powiedziała mamusia i znowu się pocałowali.
Oj, już wystarczy. Mamo, teraz twoja kolej.
- Kocham cię, Rick.
Rodzicom powinno być głupio, że takie maleństwo jak ja musiało im pokazywać, co do siebie czują. Powinni się wstydzić!

czwartek, 23 lutego 2012

Zbrodnia dla szczęścia.

To może coś Bonesowego tym razem :D
                                                                                                  Waszyngton  21.02.2011                                                        
                                                                   Kochany Seeley

Zabiłam ją. Nie chciałam by stała na drodze do naszego szczęścia. Wiedziałam, że może mi cię odebrać. Wiedziałam jak bardzo TY ją kochasz, widziałam jak na nią patrzysz. Ty też nie byłeś jej obojętny, zależało jej na tobie, kochała cię.  Myślałam, że jej śmierć cię do mnie zbliży, lecz jeszcze bardziej się ode mnie oddaliłeś. Codziennie chodzisz na jej grób; minęło już tyle czasu, lecz ty nadal jesteś przybity i smutny. Nie potrafię cię przeprosić Seeley za to co zrobiłam. Chciałam po prostu być z tobą szczęśliwa. Teraz już wiem, że nigdy mnie nie kochałeś. To Temperance była twoją jedyną miłością.                                                                                                                                                     
                                                                                                                  Hannah                                                                                                     

piątek, 17 lutego 2012

Uczucia [D]

Wreszcie udało Ci się ujarzmić twoje uczucia. Schowałaś je głęboko do ciemnej szuflady. Bałaś się ją otwierać by znów nie uciekły, nigdy nawet ich nie „odkurzałaś”. One bez światła i pielęgnacji zaczęły umierać, powoli ale umierać. Ktoś przez przypadek lub specjalnie, uchylił szufladę. Nic nie mogłaś zrobić, choć nawet nie próbowałaś. Wiedziałaś, że z nimi nie wygrasz. Miałaś rację. Twoje uczucia spotkały jego, byliście bezsilni jak dzieci. One złączyły się w jedność i już nigdy nie pozwoliły by ktoś je rozdzielił. Tak jak wy.

Closing words [D]

 
Uścisk jej dłoni słabł z każdą chwilą.
Nie mogłeś nic zrobić, choć próbowałeś wszystkiego. Nic nie pomagało.
Zacząłeś nawet na nią krzyczeć by nie odchodziła, lecz i to na próżno.
Widziałeś jak uchodzi z niej życie. Była tak blada, lecz dla ciebie najpiękniejsza.
Zrobiłbyś wszystko by żyła. Oddał pieniądze, książki, własne życie by tylko została.
Jej powieki zaczęły powoli opadać.
Resztką sił wypowiedziała tak długo wyczekiwane przez twoje serce: Kocham cię.

A wy zastanawialiście cię jakie będzie wasze ostatnie słowo/słowa?

"Druga szansa" [7/?]

Część 7
Fiodor Dostojewski - Życie to raj, do którego klucze są w naszych rękach.

***
- Kate, odwieźć cię może – zapytała Lanie, wychodząc za nią ze szpitala.
- Nie, jestem swoim samochodem – wskazała na zaparkowany nieopodal pojazd.
- Więc może chcesz, żebym została z tobą na noc? Źle wyglądasz – powiedziała z troską.
- To mnie podsumowałaś – detektyw uśmiechnęła się lekko.
- Wiesz o co mi chodzi…
- Lanie, doceniam to, że się o mnie martwisz i chcesz mi pomóc, ale ja muszę pobyć sama, muszę sobie wszystko poukładać, przemyśleć - przerwała jej.
- Dobrze. Ale jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała - dzwoń, bez względu na porę.
- Dziękuję, jesteś kochana – powiedziała na odchodne i poszła do swojego samochodu.


Detektyw weszła do ciemnego i pustego mieszkania. Zdjęła płaszcz i szybko wygrzebała telefon z torebki, po czym bez zastanowienia wybrał numer.
- Znaleźliście go – zapytała od razu, gdy tylko jej rozmówca odebrał.
- Niestety, jeszcze nie – usłyszała. – Ale, Beckett… Znajdziemy go, zobaczysz – próbował ją pocieszyć.
- Musi zapłacić za to, co zrobił – powiedziała nie zwracając uwagi na słowa przyjaciela.
- Kate, wszystko w porządku?
- Jeśli zapłaci za to co zrobił, to będzie w porządku – odpowiedziała oschle. – Muszę już kończyć. Do zobaczenia - dodała szybko, i rozłączyła się.

Usiadła w salonie na wprost okna. Obserwowała gwiazdy. Lubiła patrzeć w niebo, uspokajało ją to, pozwalało pomyśleć. Teraz miała o czym. Musiała podjąć ważną decyzję, może najważniejszą w jej życiu, która będzie decydowała o jej przyszłości i o szczęściu.
Siedziała tak, myśląc nad wszystkim. Niedawno minęła pierwsza trzydzieści. Beckett wstała mimowolnie, gdyż już wiedziała co zrobi. Nie chciała dłużej o tym myśleć, bo wiedziała, że mogłaby zmienić zdanie. Wzięła szybki prysznic, po czym wtuliła się w ciepłą pościel, próbując zasnąć.

***

- Proszę poczekać – Beckett usłyszała głos mężczyzny, gdy miała już wejść do sali Castle’a. Odwracając się zobaczyła ochroniarza idącego w jej stronę.
- Tak?
- Jest pani z rodziny? Nikt inny prócz upoważnionych i lekarzy nie może wchodzić – ostrzegł.
- Ja… yyy – w tym momencie zobaczyła Alexis zmierzającą ku nim. „Teraz to już nigdy do niego nie wejdę” – pomyślała, przypominając sobie jej wczorajsze słowa.
- Jakiś problem – zapytała, będąc już przy nich.
- Czy ta Pani jest z Państwa rodziny? – ponowił pytanie ochroniarz.
- Tak, Kate jest narzeczoną mojego taty – powiedziała z uśmiechem, co bardzo zaskoczyło detektyw.
Mężczyzna odszedł zostawiając kobiety same.
- Możemy porozmawiać? – Alexis skierowała pytanie do Beckett.
- Tak, dobrze – odpowiedziała, i udały się do szpitalnego „barku”.
Rudowłosa dziewczyna usadowiła się naprzeciw Kate i zaczęła:
- Chciałam cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie – rzekła ze skruchą w głosie. - Powiedziałam to wszystko pod wpływem chwili, nie myśląc. Jest mi tak przykro za to, co powiedziałam. Wiem, że cie to musiało bardzo zranić. Mój tata naprawdę cię kocha i wie co robi, a ja mogę tylko cieszyć się jego szczęściem. Nie chcę, by twoje i moje relacje jakkolwiek się zmieniły. Uważam cię za wzór do naśladowania, bo… - nie dokończyła.
- Alexis, nie musisz przepraszać. Rozumiem, że martwisz się o swojego tatę, ale ja go nie chcę skrzywdzić. Zależy mi na nim – powiedziała spokojnie Beckett, kładąc dłoń na ręce dziewczyny. – A teraz chodźmy już do niego – wstała, biorąc torebkę zawieszoną na krześle.
- Kate?
- Tak? – zapytała, a gdy się odwróciła Alexis „wpadła” w jej ramiona.

Po kilku chwilach poszły razem do sali Rick’a.
- Cześć, tato – powiedziała dziewczyna, całując ojca w policzek, po czym usiadła obok jego łóżka na krześle.
- Hej, co ty tutaj robisz? Czemu nie jesteś w szkole? – zapytał zdziwiony.
- Chciałam…
- Kochanie, wiem że się martwisz, ale nie powinnaś opuszczać tyle zajęć. Ja się już lepiej czuję, więc nie ma sensu byś tu siedziała.
- Ale… - próbowała protestować.
- Alexis – powiedział stanowczo Castle.
- Dobrze, już dobrze, ale po południu się mnie tak łatwo nie pozbędziesz – wstała i znów ucałowała ojca.
- To ja cię odwiozę – wtrąciła detektyw.
- Nie rób sobie kłopotu – powiedziała rudowłosa.
- To żaden kłopot – odparła, po czym powiedziała ciszej do Rick’a. - Niedługo wracam.

***
Po około godzinie była już z powrotem, z torbą pysznego jedzenia.
- Jestem – pocałowała pisarza w usta i zajęła miejsce, na którym jeszcze niedawno spoczywała Alexis.
- Bardzo się cieszę – powiedział uśmiechnięty. – Co tam masz?
- Wiem, jak karmią w szpitalu, wiec przyniosłam ci coś smacznego – podała mu smakołyki. Castle wskazał ruchem głowy na rękę. – Och, przepraszam. Zapomniałam. Pokarmię cię.
Mieli przy tym zajęciu naprawdę wiele śmiechu.

Tak minęły im trzy tygodnie, a pisarz już niedługo mógł opuścić szpital.

wtorek, 31 stycznia 2012

Nowe cele [D]

No więc po długiej nieobecności coś nowego.

Dla ciebie wszystko było biało-czarne.
Proste wybory, postanowienie złapania zabójcę matki.
Gdy On się pojawił życie nabrało kolorów.
Zaczęłaś planować przyszłość.
Przyszłość, tak na tym się skupiamy.

wtorek, 3 stycznia 2012

Una muerte para salvar otra vida [OP]

- Mamusiu, czy mogę pooglądać kreskówki – zapytała grzecznie Emily, kiedy podeszła do siedzącej przy stole kobiety.
- Oczywiście, kochanie. Skończę obiad, a gdy tata wróci zjemy razem, Dobrze?
- Dobrze, a czy potem mogę dostać coś słodkiego – teraz spojrzała na Kate takim samym słodkim wzrokiem, jak zwykł robić to jej tata, gdy czegoś bardzo chciał.
- Jeśli ładnie zjesz, to tak – odpowiedziała jej Kate z uśmiechem i zdziwieniem tym, jak podobna jest do Rick’a
- A kiedy tatuś wróci?
- Dzwonił niedawno i mówił, że już jest w drodze.
Mała Em poszła oglądać kreskówki, lecz po kilkunastu minutach wróciła.
- Nie oglądasz bajek – spytała córeczkę Kate.
- Znudziły mi się – odpowiedziała.
- To wiesz co? Ja mam pomysł – w tej chwili Kate podeszła do stojącej przy blacie kuchni dziewczynki, i przykucnęła obok niej. - Na biurku z gabinecie są kartki, wiesz gdzie, prawda – dziewczynka pokiwała twierdząco głową. - Weź sobie kilka i narysuj ładny rysunek. Gdy tata wróci to mu go dasz. Na pewno się ucieszy.
Dziewczynka z uśmiechem na ustach pobiegła do gabinetu, wzięła kartki i flamastry, po czym rozłożyła wszystko na stoliku w salonie. Jak na czterolatkę była bardzo uzdolniona i mądra, wszyscy ją kochali, nawet świetnie dogadywała się ze starszą siostrą - Alexis, choć między nimi była spora różnica wieku.
Czas mijał lecz Rick’a dalej nie było w domu. Nagle zadzwonił telefon, Kate z myślą, że to jej mąż odebrała.
- Cześć, kochanie. Kiedy będziesz - zapytała cała w skowronkach.
- Kate, to ja Lanie, nie Rick – powiedziała bardzo smutna.
- Och, przepraszam. Myślałam, że to On, miał być już dawno w domu, ale się spóźnia. A czy coś się stało, dziwnie brzmisz. Może chcesz przełożyć nasz babski wieczór?
- Nie, w ogóle nie o to chodzi.
- Och, a… - nie było dane jej skończyć, ponieważ Pani patolog jej przerwała.
- Kate, poczekaj, daj mi coś powiedzieć… Boże tylko jak...jak mam ci powiedzieć coś takiego – w jej głosie słychać było zmartwienie. – Usiądź dobrze?
Beckett posłusznie usiadła przy stole, podobnie jak wcześniej, gdy rozmawiała z Emily.
- Dobrze, siedzę. Teraz powiedz mi, co się stało, bo zaczynam się martwić.
- Dzwonił Esposito. Ktoś go powiadomił, że był wypadek… Prawdopodobnie nikt nie żyje… Kate tam był Rick, jego samochód jest zmasakrowany.
- Lanie, głupi żart, wogóle nie śmieszny - powiedziała nie dowierzając w to, co mówi jej przyjaciółka.
- Kochanie, to nie jest żart, to prawda. Tak mi przykro… Przyjadę do ciebie, zajmę się małą, a ty pojedziesz… - mówiła, jednak Beckett nie chcąc jej słuchać rozłączyła się, oparła łokcie o stół i schowała twarz w dłoniach. W tym samym momencie podeszła do niej mała kopia pisarza.
- Mamusiu, zobacz skończyłam, za ile będzie tatuś – zapytała.
Gdy kobieta nie reagowała zapytała jeszcze raz – Mamusiu?
Kate spojrzała na dziewczynkę, która w rączce trzymała rysunek, na którym niezdarnie narysowane były dwie postacie, a między nimi dużo mniejsza istotka.
Automatycznie przypomniały jej się ich niedzielne spacery. Podeszła do Emili i przytuliła ją mocno. Dziewczynka była nieco zdezorientowana.
- Kiedy wróci tatuś – zapytała po raz kolejny.
Kate nie odpowiadając jej „puściła” ją i wzięła telefon. Zdała sobie sprawę, że musi coś zrobić, dowiedzieć się czegoś. Nie usłyszała nawet dzwonka do drzwi. Em pobiegła otworzyć. Nie zauważyła nawet, kiedy znalazła się wysoko nad ziemią w objęciach Rick’a.
- Księżniczko, ile razy Ci mówiliśmy z mamą, że nie wolno Ci otwierać samej drzwi? Hmm? – powiedziała z szerokim uśmiechem.
- Wiem, przepraszam, ale mamusia dziwnie się zachowuje, dzwoni gdzieś, płacze. I nawet dzwonka nie usłyszała – tłumaczyła tacie.
- Dobrze. To wiesz co? Ja teraz pójdę z nią porozmawiać, a potem zjemy obiad – dziewczynka pokiwała główką i pobiegła do swojego pokoju. Rick odprowadził małą wzrokiem i poszedł porozmawiać z żoną.
- Kochanie – zapytał.
Kate odwróciła się, gdy go zobaczyła szybko osunęła się na ziemię. Castle podbiegł do niej, wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Ułożył ją wygodnie. Kate po jakimś czasie obudziła się. Rick cały czas siedział przy niej.
- Nic Ci nie jest? Bo wiesz, czasy gdy dziewczyny mdlały na mój widok, to myślałem, że już minęły – żartował.
Beckett nic nie mówiąc wtuliła się w niego.
- Kochanie, wszystko w porządku? Em mówiła, że płakałaś?
- Myślałam, że nie żyjesz. Lanie dzwoniła. Mówiła, że był wypadek i twój samochód – tłumaczyła nieskładnie.
- O Boże. Pożyczyłem samochód Jameson’owi. Nie wiesz, czy nic mu nie jest?
- Nie mam pojęcia. Lanie mówiła, że wszyscy nie żyją. Tak się o ciebie bałam – wybuchła płaczem.
- Ciii, nie płacz. Nic mi ni jest – odsunął ją od siebie, by spojrzeć jej w oczy, po czym delikatnie pocałował.
- Kocham cię – powiedziała Kate.
- Ja ciebie mocniej – odpowiedział jej mąż, po czym znów złączyli się w pocałunku. Do pokoju wbiegła mała Emili.
- To dla ciebie, tatusiu – powiedziała podając mu kartkę i przytulając się do obojga rodziców. Rick obejrzał podarunek i uśmiechną się czule.
- Dziękuję, skarbie. Jest piękny - rzekł z uśmiechem, i mocniej objął swoje dwie ukochane kobiety.

Odejdź... [D]

Dobra wyobraźcie sobie tylko Kate i Rick'a.
Ona jest zła a On jak zwykle nadopiekuńczy :)

-Odejdź, zostaw mnie.
-Nie, nie zostawię cię.
-Więc ja odejdę.
-Ale ja Ci nie pozwolę.
-Dlaczego?
-Bo cię kocham.



poniedziałek, 2 stycznia 2012

"Druga szansa" [6/?]

• A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć. -Antoine de Saint-Exupéry •

Część 6
Wszyscy siedzieli jak na szpilkach.
Czekali.
Mijały godziny. Pierwsza… druga… trzecia… czwarta…
Kate nie mogła się uspokoić, cały czas płakała. Lanie próbowała jej pomóc, pocieszyć, lecz na próżno.
- Kate, daj spokój, przestań płakać. Chcesz, żeby Rick zobaczył Cię później z popuchniętymi oczami? – próbowała żartować.
Kate nawet nie zwróciła uwagi na jej słowa.
- Alexis ma rację, to moja wina… Ten postrzał… Josh… Wszystko przeze mnie.
- Kochanie, nawet tak nie mów. To nie twoja wina. To wybory Rick’a , jego decyzje. To on chciała z tobą pracować, znał ryzyko. Nie zadręczaj się tym - mówiła, ale Kate Beckett nie przestawła płakać.

W pewnym momencie z Sali Operacyjnej wyszła ciemnowłosa dziewczyna, ubrana w strój chirurgiczny. Beckett przetarła łzy, i wraz z Marthą podeszły do niej.
- Co z nim – zapytały jednocześnie.
- No cóż, nie będę Pań okłamywać. Stracił dużo krwi, gdy dren został wyrwany. Krwawienie było trudno zatamować – Ann, jak miała napisane na plakietce, postanowiła zachować dla siebie to, że stracili go na chwilę, po czym kontynuowała. – Ale daliśmy radę – widząc ich smutne miny próbowała ich jakoś pocieszyć. – Naprawdę proszę się nie martwić, to bardzo silny organizm i widać, że tak łatwo się nie podda – kobieta już miała odejść, lecz Martha szybko ją zatrzymała .
- Przepraszam jeszcze. Kiedy będziemy mogli go zobaczyć?
- Został właśnie przewieziony do sali numer 210. Obudzi się za jakiś czas. Możecie państwo do niego iść, tylko proszę go nie męczyć – dziewczyna odeszła z bladym uśmiechem i satysfakcją, że znów pomogła ocalić czyjeś życie.
Martha podeszła do Kate i mocno ją przytuliła. Po czym powiedziała.
- Kiddo, nie płacz już, to nie jest twoja wina. Alexis nie ma racji, powiedziała to pod wpływem chwili. Ona tak nie myśli. Nie bądź na nią zła.
- Wiem – skłamała. – Nie jestem.
- Dobrze, więc chodźmy do niego – dodała.
Beckett wyjęła kolejną chusteczkę, przetarła oczy i ruszyła za Marthą i Alexis. Lanie poczekała na nią i wzięła ją za rękę by dodać jej choć trochę otuchy. Chłopaków już niestety nie było, ponieważ dostali telefon, że mają kolejną sprawę. Choć bez Beckett i Castle’a będzie mi trudniej złapać zabójcę.

***
Po dotarciu do sali wszyscy usadowili się na kanapie lub fotelach. Widać było, że był to prywatny szpital, jeden z najlepszych w Nowym Jorku.
Po około trzech godzinach, pisarz obudził się nieco zdezorientowany.
Alexis szybko do niego podeszła.
- Tatusi? Jaki się czujesz – dopytywała.
- Co się stało?
- Miałeś operację. Ale już jest wszystko w porządku – dodała ściskając jego dłoń.
- Przypominam sobie… Josh… Kate… Gdzie jest Kate – na myśl o niej „wzdrygną” się.
- Nie denerwuj się, jestem tu – Alexis się wycofała, gdy Kate podeszła do jego łóżka. Pogładziła go po policzku. Nie obchodziło ją to, co kobiety znajdujące się w pokoju sobie pomyślą. Co pomyśli Alexis. Chciała być tylko blisko niego.
- Nic ci nie zrobił – zapytał z troską.
- Nie. Wyszedł gdy… - nie skończyła. Kolejna łza spłynęła jej po policzku.
- Hej, nie płacz. Nic mi nie jest – powiedział z szerokim uśmiechem na ustach.
- Bardzo się cieszę. Kocham cię – ostatnie dwa słowa wypowiedziała tak cicho, że tylko On mógł je usłyszeć. Rick obdarzył ją jeszcze większym uśmiechem.

Później do pisarza znów przyszli lekarze, więc kobiety musiały opuścić salę. Gdy wróciły On już spał. Widocznie ten dzień, choć dla niego krótki, bardzo go zmęczył.
Doktor Smith kazał wszystkim iść do domu, argumentując, że pacjent jest bardzo zmęczony i potrzebuje odpoczynku. Tak więc, kobiety nie mając wyjścia, opuściły szpital.